Mapa strony Webmaster Kontakt

Menu:

Internetowe centrum edukacyjno-oświatowe w Lubomierzu:

Pogoda na jutro:




Zagórzanie * Tradycje zagórzańskie * Stroje Zagórzańskie

„Tradycja jest Twoją godnością, Twoją dumą, Twoim szlachectwem.
Dbaj o zachowanie spuścizny Twych ojców:
rodzimej sztuki, rodzimej kultury...
Zabiegaj o zamożność ziemi, z której wyrosłeś...
Nie przecinaj korzeni łączących Cię z rodną ziemią..”
/Władysław Orkan/

Niech ten fragment wskazań do synów Podhala będzie przypomnieniem, byśmy w wieku nowoczesności, techniki i postępu nie wstydzili się swojej gwary, zwyczajów, środowiska z którego wyrośliśmy. Abyśmy pamiętali o swoich powinnościach względem młodego pokolenia i nie pozwolili zapomnieć o swoich korzeniach.

Obecnie ruchliwy tryb życia i różnorodne łatwo dostępne rozrywki zacierają dawną bogatą obyczajowość, tak więc trzeba ją pielęgnować, a także utrwalać na piśmie, aby jako część życia przeszłych pokoleń była natchnieniem dla przyszłych.

W Lubomierzu podobnie jak w całej okolicy, istniało wiele ciekawych i pięknych zwyczajów zarówno w codziennym życiu, jak i dotyczącym życia religijnego. Niektóre z tych zwyczajów już nie istnieją, a inne przetrwały w dawnej lub nieco zmienionej formie. Dla „Zagórzan” najważniejszy był okres Bożego Naro¬dzenia i Wielkanocy.

Okres Bożego Narodzenia

Święta Bożego Narodzenia to bardzo radosne i piękne święta, dla chrześcijan stanowią wielkie przeżycie. Zagórzanie jako lud głęboko wierzący obchodzą je z wielką czcią i nabożeństwem. Święta Bożego Narodzeni poprzedza Adwent, czyli czas oczekiwania na przyjście Mesjasza. W tym czasie przygotowywano się nie tylko duchownie (chodzenie do kościoła na „Roraty”), ale również materialnie, szykując domostwa i obejścia na święta oraz odwiedziny rodziny lub sąsiadów. Młodzi chłopcy szykowali się na „kolędę”, (ucząc się kolęd i pastorałek oraz przygotowując różnorakie rekwizyty).

Takie prawdziwe przygotowania do świąt rozpoczynały się od wigilii Bożego Narodzenia. Był to dzień, którego wszyscy bardzo oczekiwali. Istniało przekonanie, że jak się kto sprawuje w wigilię, to tak samo będzie się zachowywał przez cały rok; dlatego każdy robił co do niego należało i nikt nie wchodził sobie w drogę by w całym następnym roku wszystko układało się dobrze. Również wstawano wcześnie rano aby przez cały rok nie zasypiać. Domownicy myli się w zimnej wodzie w naczyniu na dnie którego leżał pieniądz - oznaczało to, że w nadchodzącym roku człowiek będzie zdrowy i nie będzie narzekał na brak pieniędzy. Od rana gospodynie przygotowywały wieczerzę wigilijną, a panny robiły porządki i stroiły choinkę lub „podłaźniczkę” (podłaźniczka to wierzchołek choinki lub sosenki wieszany szczytem na dół na środku sosrębu lub wprost nad wigilijnym stołem, ustrojony w jabłka, orzechy, łańcuchy ze słomy i bibuły oraz światy czyli ozdoby wykonane z opłatków). W ten dzień zachowywano szczególnie ścisły post. Z nadejściem pierwszej gwiazdki zasiadano do wieczerzy wigilijnej. Na wieczerzę zazwyczaj składały się ziemniaki, jałowa kapusta z grzybami, groch, gotowane karpiele z mlekiem, kluski oraz „galas” ( kompot z suszonych jabłek). Stół musiał być przygotowany w biały obrus, leżał na nim słomiany wianek, na którym kładło się opłatek. Pod stół gospodarz wkładał łańcuch, lemiesz (kawałek pługa) i czasem siekierę. W kącie izby stawiano snopa zboża. Dzisiaj również sianko wkłada się pod obrus, a na nim kładzie się opłatek.

Przed rozpoczęciem wieczerzy modlono się oraz łamano opłatkiem zaczynając od najstarszego w rodzinie. Po tych czynnościach gospodyni na stole stawiała na jednej misce ziemniaki a na drugiej kapustę. Łyżek do jedzenia rozdawano tyle aby jedna została wolna. Brak łyżki był bowiem złym znakiem. Wierzono że wówczas w domu czegoś lub kogoś zabraknie na następnej wigilii (dzisiaj niektóre rodziny na pamiątkę tego zostawiają wolny talerz). Każdy musiał przynajmniej spróbować podanej potrawy. Wszyscy jedli z jednej miski Po skończonej wieczerzy i modlitwie śpiewano kolędy i pastorałki. Dziewczęta nadsłuchiwały, z której strony przyjdzie kawaler. Resztki ze stołu wigilijnego otrzymywały zwierzęta domowe. Nie zapominano i o ptakach, które również trzeba było nakarmić aby nie czyniły szkody na polach. O północy udawano się na PASTERKĘ, aby godnie powitać narodzone Dziecię i rozpocząć świętowani. Po pasterce chodzili „Podłaźnicy”, kawalerowie, którzy składając życzenia gospodarzom, chcieli się spotkać ze swoimi sympatiami.

Pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia spędzano w gronie rodzinnym. Dla uszanowania tego dnia przestrzegano, aby w obejściu nie wykonywać żadnych prac gospodarskich (można było jedynie zrobić obrządek w oborze). Dopiero w drugi dzień świąt można było odwiedzać znajomych i sąsiadów, a wieczorem po domach zaczynali chodzić kolędnicy. Ważnym zwyczajem było „podsypanie”. Pamiętano by w sienie na widoku znajdowało się na trochę owsa w miarce. W Boże Narodzenie, Szczepana oraz Nowy Rok po powrocie z kościoła , oraz kto przychodził w odwiedziny, musiał wziąć do garści trochę tego owsa i rozrzucić nim po izbie. Owsa nie wolno było pozamiatać aż dopiero po świętach. Wypowiadano przy tym następujące życzenia świąteczne:
„Na scoście, na zdrowie, na to Boze Narodzonie.
Zeby sie Wom darzyło wszystko stworzonie
W kumorze, w oborze dej Panie Boze
W kazdym kotku po dzieciotku, a na piecu troj
Zbyście casom nie godali, ze które jes moje
Zebyście łorali śtyroma pugam, jak ne śtyroma to trzoma
Jak nie trzoma to dwoma, a jak nie dwoma to jednym ale godnym
Zebyście mieli tyle cielicek, co w leście jedlicek
Zebyście mieli tyle wołków, co jest w leście kołków
Zebyście byli zdrowi i weseli, jako e niebie Janieli
Ament”

Życzenia na Nowy Rok brzmiały następująco:
„Na scoście, na zdrowie
Na ten Nowy Rok
Zeby sie darzyła kapusta i groch
Pszenica i zytko, łowiesek i wszytko”.

Do dzisiaj pozostał zwyczaj święcenia owsa w kościele w dzień św. Szczepana.
Po kolędzie chodził kto chciał w większości byli to jednak dorośli młodzieńcy. Młodzi chłopcy tworzyli małe 3-4 osobowe grupki, chodzili po wsi śpiewając kolędy i pastorałki, a także składając życzenia. Czasem niektórzy mieli ze sobą zagórzańską gwiazdę lub szopkę. Starsi i kawalerowie chodzili w większych grupach z gwiazdą turoniem i innymi przebierańcami. Takiej grupie zawsze towarzyszyła muzyka, co powodowało że często wpuszczani byli on do domów, w których były panny na wydaniu. Wizyta takich gości kończyła się wesołą zabawą. Musieli oni najpierw „ośpiewać i obkolędować” całe osiedle. Gdy przyszli za okna, część kolędników śpiewała, żyd mówił swoją kwestię, kapela grała, a dziad rzucał owsem po oknach aby zbudzić gazdę wypowiadając „U cha cha! Gazdo wstańcie, patrzcie co się dzieje, Betlejem goreje! A wy śpicie, o niczym nie wiecie. Kiedy się Pan Jezus narodził, św Szczepan po kolędzie chodził. I my ludzie grzeszni, po kolędzie przyszli”. Następnie rzucało się owsem i wypowiadało życzenia: „Na szczęście, na zdrowie na to Boże Narodzenie, aby się wom gazdo darzyło wszystko stworzenie. W komorze, w oborze, na polu, daj Boże!” oraz „Hej nie przyszliśmy gazo po to, byście nam dali złoto. Nie przyszliśmy po wołu, bo nie mamy na niego okołu. Nie chcemy osła, bo nie mamy dla niego rzemiosła. Hej, przyszliśmy gazdo tu po to, abyście nam dali świńskiego ciała. Hej żeby się wasza dusza i nasza do nieba dostała!”

Gazda zaś wychodził na dwór i zapraszał kolędników do chałupy. Najpierw wchodził dziad, który prosił gospodynię by pozwoliła wprowadzić byczka (czyli Turonia). Byczek zazwyczaj nie mógł zmieścić się do środka, wtedy do akcji wkraczał dziad. Uderzał on kijem w futrynę by powiększyć wejście. Gdy wreszcie udało się wejść Turoniowi do środka, zaczynał on biegać w koło i buczeć na wystraszone dzieci. Dziad wołając „Hej prr……., powoli, Hej prr…….ho, nie bój się” próbuje go uspokoić. Spokojnego już turonia dziad prowadzi przed kapelę, przed którą śpiewa „Zagrajcież ta turońkowi, bo turońka głowa boli. Czy go boli czy nie boli, zagrajcież ta turońkowi” po czym wspólnie tańczy z Turoniem. po izbie. Po tańcach kapela znów intonuje: „Idźże dziadu, idźże wejdziesz do kałuży, z kałuży do jeziora, będziesz siedział do wieczora". Turoń zmęczony tańcami nagle upada na ziemię. Powstaje zamieszanie. Co się dzieje? Turoń będzie zdychał? Z pomocą przychodzi dziad, który stara się go ratować. Konieczne jest odczynienie uroku i kadzenie. Dziad prosi gosposię by przyniosła mu stare śmieci, które zapala i tlące wkłada turoniowi do pyska. Dziad przyklęka i porusza turoniem. Po kilku próbach turoń zaczyna się poruszać. Słychać odgłos dzwonków znajdujących się na jego łbie. Wreszcie udaje się turonia ożywić i postawić na nogi. Tańczy jeszcze chwile a później ucieka z izby na zewnątrz. Turoń swoimi żartami i figlami i zawsze powodował wśród domowników gromkie śmiechy. Po przedstawieniu gospodarze zapraszali kolędników do stołu, wtedy to oni zdejmowali przebrania zasiadali do gościnnego stołu, a potem tańczyli przy muzyce. Jednak nie wypadało im siedzieć u jednego gazdy całe święta, więc po kilku godzinach wychodzili i szli do kolejnego domu. Gaździe i gospodyni na odchodne należało zaśpiewać w podziękowaniu za przyjęcie i poczęstunek. Dziad też dziękował słowami: „Hej, gazdo! Żeby się wam tu darzyło. Żebyście orali czterema wołami, jak nie czterema to dwoma, jak nie dwoma to jednym ale godnym. Żeby się wam darzyły woły rogate, krowy krasiaste, cieliczki brzeziate, owce oczaste, barany rogate. Żebyście mieli owiec jak w lesie Mrowiec, wołków jak na dachu kołków. Żebyście byli weseli jak się wam krowa ocieli. Hej gazo! Żebyście mieli dużo bydła. Żeby wam tego roku gospodynie zgrubła”. Gospodyni zaś śpiewano „Żeby się darzyły kury czubate i gęsi siodłate. Żeby kogut kury czubił, żeby gazda gospodynię lubił”. Na odchodne śpiewano także „Za kolędę dziękujemy, zdrowia, szczęściami wam życzymy. Byście wszyscy długo żyli, zdrowi i weseli byli na ten Nowy Rok”.
U Zagórzan przetrwał również zwyczaj chodzenia przebierańców w święto Trzech Króli

Okres Wielkiego Postu i Wielkanocy

Wielki Post – był to czas umartwień i pokuty, którego surowo przestrzegano. Całkowicie zabronione było spożywanie potraw mięsnych, a nawet picie mleka. W piątki posilano się jedynie ziemniakami lub karpielami upieczonymi w popiele. Nie pozwalano dzieciom biegać po domu, śmiać się, czy bawić się. Szczególny reżim obowiązywał w Wielki Piątek. Przez cały dzień nie jadło się prawie nic. Umartwiane i poszczenie kończyło się dopiero po uroczystości Zmartwychwstania. W Wielką Niedzielę wcześnie rano wyruszało się na Rezurekcję, która kończyła się uroczystą procesją. (W Lubomierzu zwyczaj ten przetrwał do dzisiaj).

Wielkanoc poprzedzały liczne zwycza¬je i obrzędy związane z Wielkim Tygodniem. Przygotowanie do Wielkanocy zaczyna się już w Środę Popielcową. Dawniej Wieli Post przez naszych przodków nazywany był „świętym czasem”, gdzie każdy człowiek miał czas i okazję do uporządkowania swojego życia, odmówienia sobie wielu przyjemności. Był to czas kiedy więcej uwagi poświęcano Bogu. Kulminacja świąt następuje z chwilą nadejścia Niedzieli Palmowej i trwa do Wielkiego Poniedziałku. Do dzisiaj przetrwało wiele zwyczajów i obrzędów naszych przodków związanych ze Świętami Wielkanocnymi.

Jednym z nich jest święcenie palm w Niedzielę Palmową i wykonywanie z ich gałązek krzyżyków umieszczanych potem na zaoranych polach, mające chronić zasiewy przed kataklizmami. Palmy (inaczej „bazie”) musiały być wysokie wykonane z gałązek wierzbowych , przybrane kolorowymi wstążkami i kwiatami z bibuły. Poświęconych palm nie wnoszono do domu tylko pozostawiało się je w sieni, a następnie wynoszono na pole.

W Wielką Sobotę święci się w kościele ogień, który gospodarze brali i po powrocie z kościoła obchodzili swoje domostwa trzy razy zgodnie z biegiem słońca, w ten sposób odpędzając wszelkie zło od swoich domów. Zwracali uwagę aby domostwa zawsze były po prawej ręce odpędzając złe na lewo. Był też zwyczaj, że młodzi chłopcy okadzali pola i zasiewy. Ogień to symbol ochrony przed złem. W Wielką Sobotę był też zwyczaj gaszenia ognia pod piecem. Gaszono „stary ogniosek” a od nowego przyniesionego z kościoła rozniecano nowy ogień, który starano się utrzymać bez zagaśnięcia do następnej Wielkiej Soboty. Święcono również pokarmy na stół wielkanocny m.in. swojskie jajka, chleb, masło i kawałek wędzonki, które spożywano w Wielką Niedzielę po Rezurekcji. W Wielką Niedzielę również kropiono wodą święconą pola i domostwa.

W Wieli Poniedziałek znanym zwyczajem jest polewanie się wodą. Woda to symbol czystości. Obmycie się nią to nie tylko zmycie brudu, ale także spłukanie wszelkiego zła z człowieka, które przywarło do niego. W „Lany poniedziałek” od samego rana po domach chodzili przebierańcy czyli ”śmiguśnicy”, którzy zbierając datki do koszyka w zamian zostawiali gospodarzowi gałązki wierzbowe (który to szedł do stajni i uderzał bydło mówiąc „Latuj się, zimuj się. Przyjdzie czas nie gzij się”), a przy okazji również polewając domowników. Ich głównym celem były młode panny na wydaniu.

Okres karnawału

„Mięsopust” (mięsopusty) tak nazywano zwykle dawniej ostatki, czyli trzy ostatnie dni zapustne przed Wielkim Postem, poświęcone biesiadom, tańcom, wesołości i pijatyce. Mięsopust czyli mięsa opust tzn. pożegnanie z opuszczenie na cały czas Wielkiego Postu. Mięsopustować to znaczy hulać w mięsopust. Na mięsopust zapraszali się i zjeżdżali bogatsi dla wspólnej zabawy, a lud ubogi schodził się do karczm wiejskich. W czasie kryzysów zapusty nie zamarły i pozostały jako tzw. ostatki po tłustym czwartku, zwanym „COMBER”. Dzień ten uważany był niemal za święto, kobiety unikały niektórych prac np.. przędzenia by im się w lecie krowy nie gziły. Dawniej w tłusty czwartek należało się combrzyć czyli pociągać za włosy wołając Comber! Comber! Był to dzień wesoły. Nagotowano słoniny, napieczono placków z razowej mąki goszcząc i bawiąc się przy tym. Warto wspomnieć iż gospodarze w tłusty czwartek zawijali kawałek ugotowanej słoniny w papier i przechowywali do wiosny, kiedy zaprzęgano po raz pierwszy woły do orki gospodarze ową słoniną smarowali jarzma, żeby wołom nie raniły karków podczas wiosennych prac polowych. Dzisiejszy zapust nazywany bywa karnawałem, gdyż wnosi on coraz więcej elementów miastowych.

Pozostałe zwyczaje.

Powszechnym zwyczajem było też palenie ogni w Zielone Święta, co miało zapewnić urodzaj upra¬wom i zabezpieczyć pastwiska przed złymi mocami.

W Oktawę Bożego Ciała święcono wianki, zaś w dniu Matki Bożej Zielnej (Wniebowzięcie – 15 sierpnia) bukiety ziół i kwiatów. Poświęcone przynosiło się do domu i zasuszało „bo mogły przydać się na różne okazje”, np. podczas burzy paliło się troszkę ziela przed domem lub w piecu by rozpędzić chmury, zapalało się wtedy również gromnicę w oknie. Gdy w gospodarstwie ocieliła się krowa, gospodyni wówczas brała garstkę tych ziół i okadzała nią krowę by ta się dobrze doiła.

Pod koniec sierpnia lub na początku września obchodzono z kolei dożynki nazywane „ograbkiem”. Ograbki w Lubomierzu obchodzi się nadal. Jest to dzień wyjątkowy dla całej parafii. Mieszkańcy wyznaczonych osiedli, odświętnie ubrani w regionalne stroje przynoszą ze sobą do kościoła pięknie uwite wieńce z tegorocznych kłosów zbóż i kwiatów oraz dary ofiarne składając je w podzięce za szczęśliwe plony i zbiory. Dawniej „ograbek” (wieniec) po zakończonych żniwach wiły panny. Gdy skończyły gromadką wyruszały do domu danego gospodarza (mógł sobie na to pozwolić tylko bogatszy), w progu odbierała od nich ograbek gospodyni dając w zamian troszkę pieniędzy oraz zapraszając na poczęstunek. Dziewczętom zazwyczaj towarzyszyli muzykanci. Muzyka, tańce i śpiewy trwały przez całą noc, aż do białego rana.
Pasterskimi świętami były z kolei redyki – wiosenny i jesienny czyli wyjście ze wsi na polany i powrót po skończonym wypasie. Wiązało się z nimi wiele archaicznych magicz¬nych zabiegów i zwyczajów w większości przestrzeganych nieomal do chwili obecnej.

Wesele

Wśród obrzędów rodzinnych najwięcej zwyczajów wiązało się z weselem. Na weselach śpiewano bardzo dużo przyśpiewek często rymowanych od razu.

Każde wesele poprzedzały tzw. „namówiny”. Narzeczony z rodzicami przychodził do domu narzeczonej by ustalić sprawy organizacyjne wesela. Istotną kwestią było pytanie co panna młoda dostanie na wiano czyli w posagu. Gdy doszło do pewnych ustaleń i ugody obydwóch stron dawano na zapowiedzi, które głoszone były w kościele przez 3 niedziele z rzędu. O żeniaczce w owych czasach nie decydowali młodzi, tylko ich ojcowie, a ściślej mówiąc wielkość majątku. Choćby panna była stara i brzydka, a chłopak urodziwy i młody, jeżeli posiadała majątek, żenił się z nią bez żadnych oporów. Dawniej śluby udzielane były tylko rano najczęściej w poniedziałki, wtorki i środy (by weselnicy w niedzielę mogli przyjść na mszę św.), Najwięcej weselprzypadało na tzw. mięsopusty (w jednym dniu ksiądz udzielał ślubu kilku parom na raz). Młodzi wybierali starostów weselnych (odpowiedzialnych za przebieg ceremonii) oraz drużbów i drużki (towarzyszyli młodej parze przy ślubie, zajmowali się spraszaniem gości, pomagali przystrajać izby weselne). W dzień ślubu drużbowie schodzili się w domu panny młodej, od której brali ślubną koszulę i udawali się do domu pana młodego. Po błogosławieństwie przez rodziców wystrojony pan młody szedł do domu panny młodej. Po wspólnym rodzicielskim błogosławieństwie dośpiewywano pieśń „Serdeczna Matko” po czym cały orszak weselny udawał się do kościoła. Jeżeli wesele organizowali ludzie zamożniejsi to do ślubu jechali furmanką lub saniami ciągnionymi przez pięknie przystrojone konie. Biedniejsi podążali na piechotę. Zawsze towarzyszyła im orkiestra, grając i śpiewając różne przyśpiewki. Dawno po ślubie wszyscy szli gdzieś tańczyć, a dopiero później przychodzili do domu weselnego na poczęstunek. Parę młodą witano chlebem i solą. Na potrawy weselne składały się: kołacze z bryndzą lub serem, kołoce z łopaty, czarny chleb, kapusta z grochem i oczywiście gorzałka. Kiedy goście popili i pojedli zaczynała się długa i wesoła zabawa. Goszczono się za stołami, śpiewano i tańczono (polkę, krakowiaka, walca, czasem góralskiego lub krzyżaka). Najbardziej popularnym tańcem był „taniec z góry” (niestety już zapomniany i nie kultywowany). Kiedy gazdowie wypili sobie nieco, prosili gospodynie, śpiewając i tańcząc taniec z góry:
Pojon se jo pojón, gospodynió ksiynzó,
Ni może tojcować, kórole ji cinzó.
Ona mu odśpiewywała:
A, cóześ ty za mydlygón,
Kiedy nie wiys ka jo lygóm?
Jo se lygóm w siyni na safarni
Chodzó ku mnie chłopcy śwarni.
Wcora chy chy, dzisiok chy, chy
Odpuści nóm Pón Bóg grzychy.

Popularnością na weselach cieszyły się „białe polki”, wymagał on dużej kondycji i energii. Taniec polegał na tym że muzyka grała, kawalerowie i drużbowie tańczyli, gdy w pewnym momencie muzyka przestała grać. Wtedy tancerz najbliżej orkiestry płacił muzykantom, a jego partnerka musiała coś zaśpiewać. Gdy skończyła muzyka ponownie zaczynała grać, by sytuacja znów się powtórzyła. Nie zatrzymywano się dwa razy przy tej samej parze. Wraz ze zbliżaniem się północy zbliżał się „cepiec”. Starościna wesela zdejmowała pannie młodej mirtowy wianek z głowy, a w zamian zakładała piękną chustkę będącą oznaką mężatki. Po czym na stole kładziono talerz, którego pilnował starosta. Każdy kto chciał zatańczyć z panną młodą musiał rzucić jakiś datek. Najpierw do tańca młodą panią prosił pierwszy drużba, który stojąc przed kapelą, śpiewał:
Jedwabno chustecka, wysywany kóniec,
Jo jest piyrsy druzba, zapocynóm tóniec.

Po nim kolejno każdy z weselnych gości prosił pannę młodą do tańca, na zakończenie którego wrzucał na stojący talerz jakąś kwotę pieniężną. Istotnym elementem „ocepinowych tańców” były przyśpiewki kierowane pod adresem pana lub pani młodej np.:
Nie będzie z ciebie Jasiek gazdy,
Boś się ty zalycoł paniynecce każdy.
Nie będzies ty Hanuś gospodyniom,
Jak ty bedzies długo lezeć pod pierzynóm.

Ocepinowy korowód kończył pan młody, który tańcząc z panną młodą śpiewał:
Widzioł, jo cie widzioł, jak cie do krztu nieśli,
Prosił ojca, matki, żeby my sie ześli.

Na drugi dzień w domu weselnym odbywały się poprawiny.

Chrzest

Do chrztu noszono dziecko nie wcześniej niż po tygodniu od urodzenia. Chrzest dawniej odbywał się w dni powszednie z rana, obecnie zwykle w niedzielę. Matka dziecka przed chrztem zostawała w domu, a dziecko do kościoła zanosili kumotrowie (czyli rodzice chrzestni- byli nimi sąsiedzi lub ktoś z rodziny). Dziecko zanoszono do zakrystii, gdzie ksiądz wpisywał je do ksiąg parafialnych. Później odbywał się chrzest po czym rodzice chrzestni obchodzili z nim główny ołtarz jeden raz dookoła. Po kilku dniach gdy matka już była w dobrych siłach po porodzie udawała się z dzieckiem do kościoła na tzw. wywód. Ksiądz wprowadzał ich do kościoła, tam modlił się, kropił ich święconą wodą i odchodził, a matka pozostawała dłużej by się pomodlić. Nawet gdy dziecko zmarło matka sama szła do kościoła na wywód. Obecnie zaniechano tego zwyczaju. Dawniej chrzciny nie były obchodzone tak hucznie jak dzisiaj jedynie kumoska piekła „radośniak” czyli okrągły chleb lub kołacz z serem, którym byli częstowani goście znajdujący się przy tej okazji w domu. Również rodzice chrzestni nie obdarowywali dzieci prezentami, co nie znaczy że o chrześniakach nie pamiętali podczas większych świąt kościelnych i odpustów oraz jego ślubu i wesela, wtedy to kumotrowie zazwyczaj byli starostami weselnymi i czuwali nad sprawnym przebiegiem wesela. Bibliografia:

1. o. Zdzisław Gogola „Dzieje miejscowości i parafii Lubomierz” wyd.Kraków 1998
2. S. Stopa „Kurkowe opowieści”, wyd. Gminne Centrum Kultury w Niedźwiedziu, 2007
3. Urszula Janicka-Krzywda „Ochrona dziedzictwa kulturowego i krajobrazowego Gorczańskiego Parku Narodowego”
4. Nasza Gmina – kwartalnik
5. M.Wit „Dawne Rzeki”


Lubomierz 2008 Karol Buła® mr.rezo@wp.pl